Opowieść trzeba zacząć, w końcu niech mnie samej poukłada się wszystko we wspomnieniach, bo pisanie zawsze mnie porządkowało.
To była nasza pierwsza, samodzielnie zorganizowana podróż zagraniczna. Pominę odczucia naszych towarzyszy podróży, a skupię się na moich/naszych. Osobiście lęku u mnie nie było, ducha przygody otrzymałam i nogami przebierałam z radości. Ony, który prawie nie doświadczył żadnych wyjazdów/urlopów, bardzo to przeżywał i trochę się lękał drogi, bo pierwszy raz jechał za granicę jako kierowca. Oboje za to samochodu się baliśmy, gdyż w naszym posiadaniu był dopiero od 10 maja i nie sprawdzony w długie trasy. W każdym razie nikt z nas nie wiedział czego się spodziewać i jaka przygoda nas czeka :-)
Urlop mieliśmy od czwartku, żeby niby się dobrze przygotować, spakować, odpocząć... plany planami, a życie swoją drogą. W czwartek musiałam udać się na trochę do pracy, a potem jeszcze były inne 'atrakcje' z moją mamą do piątku włącznie (to jednak nadaje się na osobną notkę) ;-)
Casoli |
droga do naszego lokum ;) |
Dzień I - 27/28.05.2011r.
Wyjazd nastąpił zgodnie z biciem dzwonów oznajmiających godzinę 20.00, pozbieraliśmy towarzystwo po drodze i wyruszyliśmy mijając po drodze Drezno, Monachium, Innsbruck, Bolzano, Bolonię, Florencję, Pistoię. Bardzo nam odpowiadała nocna jazda, zero korków, umiarkowany ruch. Ony w sumie bardzo zmęczony był dopiero rano, więc zrobiliśmy sobie dłuuugą przerwę w Bolzano.
Dojechaliśmy na miejsce ok. 15.00. z duszą na ramieniu, bo nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Najpierw okazało że musimy jechać 2 km w górę i to na początku było sporym wyzwaniem, ale miejscowość była przeurocza, z pięknymi widokami, domami... raj dla ducha i ciała :-) Była tą odskocznią i wytchnieniem, które nam było potrzebne po wszystkich okazałościach toskańskich miast.. mam wątpliwość czy byśmy tak odpoczęli mieszkając w mieście...
Widoki na okoliczne miejscowości rozsiane po górach |
Dzień II - to głównie zapoznanie się z Casoli, okolicą, zachwycanie się przyrodą, górami, widokami, nowo odkrytymi detalami, śpiewem ptaków, kotami...
o różnych pięknych detalach będzie osobna notka :-) |
O 16.00 byliśmy na Eucharystii po włosku i o dziwo nawet wiedziałam w którym momencie Mszy jestem i co odpowiadać, bo ściąga włoska była ;-)
Kaplica |
Dzień III - to wyładowany akumulator (bo zostawiliśmy światła sprawdzając lampy po drodze dzień wcześniej), ale po skutecznej pomocy mieszkańców, którzy bardzo żywo się zainteresowali, po wypiciu pierwszego espresso o 11.00 udało nam się wyjechać w kierunku Lukki.
Podsumowując Lukkę chyba trochę byłam nią rozczarowana. Nie mogę zaprzeczyć jej pięknu, urokowi, ale mnie nie 0czarowała.
Kościół San Michele - Lucca |
Wyjeżdżając mieliśmy kolejną niespodziankę - stłuczkę w tylny zderzak auta. Ony się zdenerwował, a ja się cieszyłam że tylko tyle i możemy jechać dalej. Załatwiliśmy sprawę polubownie, wina była po stronie Włocha, dał kasę i jest ok :-)
Pojechaliśmy dalej w kierunku Pizy i Plac Cudów jest hitem tego wyjazdu. Nic później tak mnie nie urzekło, nic tak nie zachwyciło, miałam ochotę usiąść i się stamtąd nie ruszać... Biel marmuru, zieleń trawy, wielkość Baptysterium i Katedry, dbałość o szczegóły - każdej płaskorzeźby, kolumn, fresku.. Krzywa Wieża była kropką nad i tego placu.. byłam zakochana :-)
Plac Cudów - Piza |
Dzień IV - to to trochę rozbity dzień, nieuporządkowany, przez takie tam niedogadanie całej ekipy. W porze obiadowej jednak częściowo nadrobiliśmy, poszliśmy bowiem na dłuuuugi spacer i odkryliśmy jezioro i maleńką uroczą kapliczkę "Colle a Piano". Po powrocie pojechaliśmy jeszcze do Bagni di Lucca i tam się pozachwycaliśmy lokalną architekturą i lodami ;-)
Dzień V - to dzień jeżdżenia po okolicznych miejscowościach w kierunku San Marcello i Pistoi, zagrzania się hamulców, zwiedzania i zachwycania się, zachwycania się, zachwycania się...
w San Marcello |
Dzień VI - święto 150 - lecia zjednoczenia Republiki Włoch - a my wyruszyliśmy tym razem na posmakowanie Florencji... we Florencji winno się spędzić tydzień non stop a i tak pewnie będzie mało, uległam jej urokowi.. chciałabym tam wrócić na dłużej, na włóczęgę, na siedzenie na schodach i pod palmą, na zatrzymanie się i podziwianie...
przed tym Jezusem upadłam na kolana i nie mogłam powstać.. jest piękny! | - Florencja |
Dzień VII - dzień spacerowy po okolicy, leżenie brzuchem do góry, oddawanie się innym przyjemnościom
tak wyglądają drogi do domów :) |
widoki na inne miejscowości |
lawenda |
Dzień VIII - to dzień wczesnego wstawania, powrotu i złożenia odwiedzin Wenecji. Hmmm.. w sumie nie wiem co napisać o Wenecji, największą frajdę sprawiło nam jeżdżenie autobusami wodnymi i oglądanie Wenecji z ich pokładu...
błąkając się jej uliczkami tak naprawdę nie podobała mi się, wydała mi się brudna, nieuporządkowana, głośna.. z pokładu statku wydała mi się czarująca i ten lazur wody... Oczywiście Plac św. Marka robi wrażenie, ale miałam chyba przesyt, bo jakoś go prawie ominęłam ;-)
Plac św. Marka - Wenecja |
Późnym popołudniem to już powrót północnymi Włochami, przez Austrię i Niemcy do domu :-)
Trochę danych statystycznych:
- przejechaliśmy 3620 km
- zużyliśmy 182 litry paliwa
- na miejscu zrobiliśmy 880 km
- w jedną stronę jechaliśmy 18 godzin
- w drugą stronę 23 godziny z przerwą na Wenecję
Szczerze powiedziawszy to tak szczegółowy opis udało mi się zrobić, bo byłam mądrzejsza zawczasu i założyłam nasz dziennik pokładowy, który udawało mi się uzupełniać w samochodzie ;-)
ehhh .... rozmarzyłam się ... niestety kłopot się z ludźmi dogadać na takich wyjazdach. Najlepiej jechać we dwoje (wiem bo w Rzymie sprawdziliśmy) ale Włochy na parę cholernie są drogie ... finansowo lepiej w 4-kę. Widoki rzecz jasna cudne - wiadomo Toskania. Ja to jednak muszę zobaczyć na własne oczy :)))
OdpowiedzUsuńO!Toskania:)moja miłość....
OdpowiedzUsuńFantastyczna relacja:)przeczytałam i obejrzałam z wielką przyjemnością i zachwytem!
Pokazałaś Toskanię zupełnie nieznaną a jakże piękną:)aż sama nabrałąm apetytu na jej północną część. Ciekawa jestem jak byś reagowała na południe Toskanii, w moim pojęciu najpiękniejszej:)!
Mnie podobnie nie zachwyciła Lucca a Florencja rozkochała i narobiła apetytów:)kilka pojedynczych dni to wciąż za mało...
Zaskoczona jestem tym że gdzieś we Włoszech można pójść na mszę o 16-tej,mi się już zdarzyło nie uczestniczyć we mszy niedzielnej tylko dlatego że odłożyłam na wieczór:(((po prostu nigdzie jej nie odprawiano!
Świetny urlop!i jak na dziewiczą wyprawę rewelacja:)życzę szybko następnych!!!
Zupełnie nieznaną,hmmm trochę przesadziłam,była przecież Piza,Lucca,Florencja...:)może ja po prostu mało znam te rejony:)
OdpowiedzUsuńAch , rozmarzyłam się. Tylko raz byłam we Włoszech, ale tak mnie zachwyciły, że wciaz marzze, że tam wrócę :) Przypomniałaś mi ten nastrój, dzięki :)
OdpowiedzUsuńz tych miejsc tylko Wenecję udało mi się trochę i bardzo krótko zobaczyć... i jak Malgodia byłam tylko raz i marzę, że uda mi się wrócić :) Choć póki co, na ten rok inne plany i marzenia mi się krystalizują. Dziękuje za relację :)
OdpowiedzUsuńKusisz, Basiu, kusisz...
OdpowiedzUsuńPięknie tam :)
jeju... ale zazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuńPrzecudnie wręcz :)
Niesamowita podróż. Pewnie trzeba było ją długo panować co? I czy tylko Ony był kierowcą, bo z pewnością był bardzo zmęczony..Cudne miejsca, piękne widoki. Jednak mnie ciągnie do zupełnie innych, mniej obleganych rejonów Europy:)
OdpowiedzUsuńPolly - tak jak napisałaś, we dwoje nie byłoby nas stać jechać, a czwórkę po przekalkulowaniu owszem.. Polly jak zobaczysz na własne oczy to będziesz tam chciała dom kupić ;) y mieliśmy takie plany i obliczaliśmy za ile lat by nam się udało hehe
OdpowiedzUsuńNiebieska - w sumie chyba dobrze napisałaś, bo wielu zna i opiera się bardziej na południowej części, która ma chyba więcej z toskańskiego wizerunku. Ja przynajmniej wcześniej nie kojarzyłam jej z górami :)
Malgodia - o czegoś się zawsze zaczyna i najczęściej są to marzenia, więc oddawaj się marzeniom a później ich realizacji :)
Majka - to dobrze że się krystalizują, to dodaje skrzydeł :)
Soy - kuszę, kuszę... :)
Aga - owszem przecudnie, mi brakowało czasem słów zachwytu :)
Rose - z naszym planowaniem to na ostatni moment było, bo czasu na dłuższe brakło... tylko nocleg załatwiliśmy sobie w lutym :)
Ony nikogo nie chciał wpuścić za kierownicę, jechał jak na haju.. hehe ;)
my poza tymi głównymi miastami to byliśmy tylko i wyłącznie w mniej obleganych, wręcz odludnych terenach z potęgą przyrody za pan brat...
Dzieki za relacje na pewno warto pojechac :)
OdpowiedzUsuńI właśnie odludne tereny są dla mnie.
OdpowiedzUsuńWow jak fajnie! Może za rok zgadamy się razem. Hehe... :P W Wenecji byłam i miałam podobne, mieszane odczucia. Myślę, że jest ładnym i wyjątkowym miastem do zwiedzania ale do mieszkania czy dłuższego pobytu niekoniecznie. ;)
OdpowiedzUsuńBaja zazdroszczę. Mimo, że Wasz wyjazd intensywny to pełen przyjemności i odrobiny rozleniwienia. To chyba dzięki dobrej organizacji udało się Wam tyle zobaczyć. Pozdrowienia z pochmurnego miasta w centrum.
OdpowiedzUsuńŚwietna wycieczka. Włochy są naprawdę piękne, fajnie że udało Wam się aż tyle zobaczyć. Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńGallery - warto, jak w każdą wyprawę :)
OdpowiedzUsuńRose - dla mnie też :)
Agnieszko - zdecydowanie tylko do zwiedzania :)
my w przyszłym roku obieramy kierunek Polska :)
Smykolandia - ale teraz sobie uświadamiam że mieliśmy tak mało czasu... pozdrawiam :)
Jakubie - prawda, myślę że mają dużo pięknych rzeczy i to stanowi o ich pięknie i tym że się nimi zachwycamy :)
Też pięknie. :)
OdpowiedzUsuńwiem, że już trochę czasu minęło do urlopu...
OdpowiedzUsuńu mnie nie wyświetlają się wszystkie zdjęcia.. niektóre z tych miejsc zwiedziłam dość dawno temu, może rzeczywiście warto wybrać się tam ponownie?
pozdrawiam serdecznie ;o))