Niedługo kończą się wakacje. Zaczyna się kolejny rok szkolny. Co przyniesie ze sobą, któż to wie? Od września Nincia, Nelcia, Gabryś, Emiś, Pawełek, Ignaś rozpoczną szkołę w domu.
W naszej rodzinie przygoda z edukacją domową trwa już kilka lat. Każdy rok jest inny i w pewien sposób pozwala nam jeszcze bardziej wzrastać. To niesamowite, lecz ta pełna wspólnota rodzinna pokazuje nam, kim jesteśmy, że posiadamy niepowtarzalną i sobie właściwą duchowość, że niesiemy ze sobą dziedzictwo minionych pokoleń.
I tak jak w ciele, gdy boleje jeden z członków, odczuwają to wszystkie. Ciężko przeoczyć zmiany w najbliższych, nie dostrzec wzrostu, radości czy zmartwienia.
Jedna z mam, która po dwóch latach nauki szkolnej zdecydowała się na edukację domową, na egzaminach powiedziała: „Odzyskałam swoje dziecko”. Tak, to prawda, w ten sposób można je odzyskać. To takie rodzinne odkrycie, że dzieci niechodzące do szkoły mniej chorują, są radosne, mają więcej sił, nie są zainteresowane tym, co posiadają inni, i cieszą się swoimi rodzicami i rodzeństwem.
Proszę tylko nie myśleć, że to swoista sielanka – absolutnie nie. Edukacja domowa wymaga przede wszystkim od rodziców, a później od dzieci. To nieustająca praca nad sobą, nad przemianą naszego postrzegania czy myślenia. Samo życie w ten sposób przynosi wiele zmian, a co dopiero pełna konfrontacja z naszymi ukochanymi dziećmi. Wtedy właśnie można stwierdzić za Janem Pawłem II, że wychowywanie to wzajemne obdarzanie się człowieczeństwem.
W pewnym stopniu twierdzenie, że edukacja domowa to styl życia, znajduje swoje uzasadnienie w praktyce codzienności. Nauką staje się każdy dzień, sytuacja, spotkanie czy lekcja.
Możliwości i pomysłów jest wiele. Niektórzy rodzice realizują naukę według podręczników, wykorzystując wolny czas na rozwijanie wspólnych pasji. Są tacy, którzy realizują podstawę programową (dla niewtajemniczonych jest to wiedza potrzebna do opanowania na egzamin kończący rok szkolny) według własnych pomysłów.
Często są to lekcje w muzeach, na uczelniach czy w plenerze. Materiałów edukacyjnych wyszukują w bibliotekach, księgarniach lub w internecie. Zdarza się też, że lekcje odbywają się pod okiem nauczyciela przychodzącego do domu.
Wymaga to niewątpliwie czasu, który należy poświęcić naszym dzieciom. Jest to na tyle nienaturalna dla współczesnego człowieka rzeczywistość, że pomimo społecznie pożądanego takiego modelu edukacji w Stanach Zjednoczonych korzysta z niego tylko 5 proc. dzieci w wieku szkolnym, a co dopiero w społecznie odradzającej się Polsce. Trzeba sobie więc zdać sprawę, że edukacja domowa nie jest popularna i przypuszczalnie nie będzie.
W mijającym roku szkolnym zaangażowanie w wewnątrzszkolną strukturę edukacji domowej wydało plon zrealizowanego programu stypendialnego i stworzenia indywidualnej ścieżki rozwoju dla naszych uczniów. Zaowocowało to świetnymi wynikami maturalnymi.
Sami uczymy w ten sposób już od kilku lat czworo naszych dzieci, prowadzimy segment edukacji domowej w kilku placówkach oświatowych. W szkołach tych rodzice sami decydują, czego i jak chcą uczyć swoje dzieci, realizując podstawę programową. Zobowiązani są jedynie zdać egzaminy na koniec roku szkolnego, tylko te, które wyznaczają odpowiednie rozporządzenia Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Poza tym w ciągu całego roku staramy się udzielać wielorakiego wsparcia rodzinom, które tego potrzebują. Dzieci znajdujące się pod naszą opieką zaskoczyły nas naprawdę miło. Wspólna rodzinna praca przyniosła bowiem wspaniałe owoce. Nasze niekiedy niełatwe egzaminy nie stanowiły dla nich trudności. W pełni wykorzystały wiedzę, którą posiadały.
Mam nadzieję, że wsparła je przyjazna atmosfera, o którą dbaliśmy podczas egzaminu, jaki muszą zdać na koniec roku, aby uzyskać tak jak inni uczniowie świadectwo szkolne. Oceny w znacznej większości były piątkowe.
Mieliśmy okazję oglądać piękne i pomysłowe prace. Słuchać utworów skomponowanych przez ośmioletnią Helenkę, która wraz z rodzicami odkryła powierzony im przez Stwórcę talent. Mogliśmy zapoznać się z wyjątkowymi akwarelami, szkicami i rysunkami Joanny – wartymi ekspozycji w niejednej galerii. Rodzice zauważają, że często nie byłoby im dane odkrycie na nowo możliwości własnych i dzieci, gdyby nie podjęcie wyzwania, jakim jest edukacja poza szkołą.
Ksiądz prof. Jerzy Bajda zauważa, że „rodzina zawsze była właściwym, naturalnym środowiskiem wychowania człowieka, (wychowania) rozumianego w sposób integralny, to jest nieoddzielający oświaty od formacji moralnej i duchowej osoby”.
Przez prawie pięćdziesiąt lat bezwzględnego obowiązku szkolnego skutecznie wyparto z mentalności Narodu Polskiego tę niegdyś powszechną i niezbywalną więź pomiędzy wychowaniem a nauczaniem, pomiędzy mistrzem a uczniem.
Między innymi ten właśnie proces zapoczątkował zjawisko marginalizacji roli rodziny, już nie tylko w szeroko rozumianej przestrzeni życia społecznego czy politycznego, jak miało to miejsce wcześniej na przykład podczas tzw. rewolucji przemysłowej w XIX wieku. Dotknęło ono bowiem newralgicznego punktu, jakim dla wewnątrzwspólnotowego wymiaru rodziny jest naturalne prawo do wychowania potomstwa.
W Polsce prawo stanowione unikało ingerencji w wewnętrzne życie rodziny aż do roku 1956, kiedy to ograniczono wolność rodziców i ich realny wpływ na kształtowanie własnych dzieci, poprzez nakaz przymusowej edukacji szkolnej. Przestało być społecznie oczywiste, że rodzice mogą wybrać, czy ich dziecko uczyć się będzie w domu, czy w szkole. Dopiero w 1991 roku pojawiła się na nowo, w dość skromnej formie, możliwość ustawowa na spełnianie obowiązku szkolnego poza szkołą.
Obecnie ustawa O systemie oświaty pozwala każdej rodzinie ubiegać się o pozwolenie na edukację domową na dowolnym etapie nauki szkolnej, tzn. od zerówki po maturę. Co należy zrobić po podjęciu takiej decyzji? Biorąc pod uwagę nasze doświadczenia, dobrze jest skontaktować się z rodziną, która uczy swoje dzieci w domu, i porozmawiać, czego możemy się spodziewać, z jakiej poradni czy szkoły skorzystać. Rozmowa taka może zaoszczędzić nam bowiem różnych problemów czy rozczarowań.
Następnie należy uzyskać opinię z poradni psychologiczno-pedagogicznej dla naszego dziecka, która jest jednym z podstawowych dokumentów składanych wraz z wnioskiem i oświadczeniami rodziców do szkoły. Istotnym elementem funkcjonowania w praktyce naszej rodzinnej edukacji będzie wybór szkoły, w której dziecko będzie musiało zdać na koniec roku egzaminy klasyfikacyjne z obowiązkowych przedmiotów. Dlaczego? Dlatego że szkoła może, choć ustawowo nie musi, nadawać swoisty rytm naszej nauce. Może wymagać od nas realizowania konkretnych podręczników, przyjeżdżania na niektóre odpłatne zajęcia lub wręcz narzucać egzaminy z przedmiotów ponad te, które obowiązują nas z mocy prawa.
Ogólnie kontakt ze szkołą nie zajmuje w przypadku edukacji domowej wiele czasu, dlatego można wybrać nawet szkołę w najodleglejszych zakątkach Polski. Kolejnym etapem jest złożenie dokumentacji w wybranej placówce do końca maja. Z czym się to wiąże? Z tym, że 1 września rodzice sami zdecydują, jak i kto będzie uczył ich dzieci.
W naszej rodzinie przygoda z edukacją domową trwa już kilka lat. Każdy rok jest inny i w pewien sposób pozwala nam jeszcze bardziej wzrastać. To niesamowite, lecz ta pełna wspólnota rodzinna pokazuje nam, kim jesteśmy, że posiadamy niepowtarzalną i sobie właściwą duchowość, że niesiemy ze sobą dziedzictwo minionych pokoleń.
I tak jak w ciele, gdy boleje jeden z członków, odczuwają to wszystkie. Ciężko przeoczyć zmiany w najbliższych, nie dostrzec wzrostu, radości czy zmartwienia.
Jedna z mam, która po dwóch latach nauki szkolnej zdecydowała się na edukację domową, na egzaminach powiedziała: „Odzyskałam swoje dziecko”. Tak, to prawda, w ten sposób można je odzyskać. To takie rodzinne odkrycie, że dzieci niechodzące do szkoły mniej chorują, są radosne, mają więcej sił, nie są zainteresowane tym, co posiadają inni, i cieszą się swoimi rodzicami i rodzeństwem.
Proszę tylko nie myśleć, że to swoista sielanka – absolutnie nie. Edukacja domowa wymaga przede wszystkim od rodziców, a później od dzieci. To nieustająca praca nad sobą, nad przemianą naszego postrzegania czy myślenia. Samo życie w ten sposób przynosi wiele zmian, a co dopiero pełna konfrontacja z naszymi ukochanymi dziećmi. Wtedy właśnie można stwierdzić za Janem Pawłem II, że wychowywanie to wzajemne obdarzanie się człowieczeństwem.
W pewnym stopniu twierdzenie, że edukacja domowa to styl życia, znajduje swoje uzasadnienie w praktyce codzienności. Nauką staje się każdy dzień, sytuacja, spotkanie czy lekcja.
Możliwości i pomysłów jest wiele. Niektórzy rodzice realizują naukę według podręczników, wykorzystując wolny czas na rozwijanie wspólnych pasji. Są tacy, którzy realizują podstawę programową (dla niewtajemniczonych jest to wiedza potrzebna do opanowania na egzamin kończący rok szkolny) według własnych pomysłów.
Często są to lekcje w muzeach, na uczelniach czy w plenerze. Materiałów edukacyjnych wyszukują w bibliotekach, księgarniach lub w internecie. Zdarza się też, że lekcje odbywają się pod okiem nauczyciela przychodzącego do domu.
Wymaga to niewątpliwie czasu, który należy poświęcić naszym dzieciom. Jest to na tyle nienaturalna dla współczesnego człowieka rzeczywistość, że pomimo społecznie pożądanego takiego modelu edukacji w Stanach Zjednoczonych korzysta z niego tylko 5 proc. dzieci w wieku szkolnym, a co dopiero w społecznie odradzającej się Polsce. Trzeba sobie więc zdać sprawę, że edukacja domowa nie jest popularna i przypuszczalnie nie będzie.
W mijającym roku szkolnym zaangażowanie w wewnątrzszkolną strukturę edukacji domowej wydało plon zrealizowanego programu stypendialnego i stworzenia indywidualnej ścieżki rozwoju dla naszych uczniów. Zaowocowało to świetnymi wynikami maturalnymi.
Sami uczymy w ten sposób już od kilku lat czworo naszych dzieci, prowadzimy segment edukacji domowej w kilku placówkach oświatowych. W szkołach tych rodzice sami decydują, czego i jak chcą uczyć swoje dzieci, realizując podstawę programową. Zobowiązani są jedynie zdać egzaminy na koniec roku szkolnego, tylko te, które wyznaczają odpowiednie rozporządzenia Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Poza tym w ciągu całego roku staramy się udzielać wielorakiego wsparcia rodzinom, które tego potrzebują. Dzieci znajdujące się pod naszą opieką zaskoczyły nas naprawdę miło. Wspólna rodzinna praca przyniosła bowiem wspaniałe owoce. Nasze niekiedy niełatwe egzaminy nie stanowiły dla nich trudności. W pełni wykorzystały wiedzę, którą posiadały.
Mam nadzieję, że wsparła je przyjazna atmosfera, o którą dbaliśmy podczas egzaminu, jaki muszą zdać na koniec roku, aby uzyskać tak jak inni uczniowie świadectwo szkolne. Oceny w znacznej większości były piątkowe.
Mieliśmy okazję oglądać piękne i pomysłowe prace. Słuchać utworów skomponowanych przez ośmioletnią Helenkę, która wraz z rodzicami odkryła powierzony im przez Stwórcę talent. Mogliśmy zapoznać się z wyjątkowymi akwarelami, szkicami i rysunkami Joanny – wartymi ekspozycji w niejednej galerii. Rodzice zauważają, że często nie byłoby im dane odkrycie na nowo możliwości własnych i dzieci, gdyby nie podjęcie wyzwania, jakim jest edukacja poza szkołą.
Ksiądz prof. Jerzy Bajda zauważa, że „rodzina zawsze była właściwym, naturalnym środowiskiem wychowania człowieka, (wychowania) rozumianego w sposób integralny, to jest nieoddzielający oświaty od formacji moralnej i duchowej osoby”.
Przez prawie pięćdziesiąt lat bezwzględnego obowiązku szkolnego skutecznie wyparto z mentalności Narodu Polskiego tę niegdyś powszechną i niezbywalną więź pomiędzy wychowaniem a nauczaniem, pomiędzy mistrzem a uczniem.
Między innymi ten właśnie proces zapoczątkował zjawisko marginalizacji roli rodziny, już nie tylko w szeroko rozumianej przestrzeni życia społecznego czy politycznego, jak miało to miejsce wcześniej na przykład podczas tzw. rewolucji przemysłowej w XIX wieku. Dotknęło ono bowiem newralgicznego punktu, jakim dla wewnątrzwspólnotowego wymiaru rodziny jest naturalne prawo do wychowania potomstwa.
W Polsce prawo stanowione unikało ingerencji w wewnętrzne życie rodziny aż do roku 1956, kiedy to ograniczono wolność rodziców i ich realny wpływ na kształtowanie własnych dzieci, poprzez nakaz przymusowej edukacji szkolnej. Przestało być społecznie oczywiste, że rodzice mogą wybrać, czy ich dziecko uczyć się będzie w domu, czy w szkole. Dopiero w 1991 roku pojawiła się na nowo, w dość skromnej formie, możliwość ustawowa na spełnianie obowiązku szkolnego poza szkołą.
Obecnie ustawa O systemie oświaty pozwala każdej rodzinie ubiegać się o pozwolenie na edukację domową na dowolnym etapie nauki szkolnej, tzn. od zerówki po maturę. Co należy zrobić po podjęciu takiej decyzji? Biorąc pod uwagę nasze doświadczenia, dobrze jest skontaktować się z rodziną, która uczy swoje dzieci w domu, i porozmawiać, czego możemy się spodziewać, z jakiej poradni czy szkoły skorzystać. Rozmowa taka może zaoszczędzić nam bowiem różnych problemów czy rozczarowań.
Następnie należy uzyskać opinię z poradni psychologiczno-pedagogicznej dla naszego dziecka, która jest jednym z podstawowych dokumentów składanych wraz z wnioskiem i oświadczeniami rodziców do szkoły. Istotnym elementem funkcjonowania w praktyce naszej rodzinnej edukacji będzie wybór szkoły, w której dziecko będzie musiało zdać na koniec roku egzaminy klasyfikacyjne z obowiązkowych przedmiotów. Dlaczego? Dlatego że szkoła może, choć ustawowo nie musi, nadawać swoisty rytm naszej nauce. Może wymagać od nas realizowania konkretnych podręczników, przyjeżdżania na niektóre odpłatne zajęcia lub wręcz narzucać egzaminy z przedmiotów ponad te, które obowiązują nas z mocy prawa.
Ogólnie kontakt ze szkołą nie zajmuje w przypadku edukacji domowej wiele czasu, dlatego można wybrać nawet szkołę w najodleglejszych zakątkach Polski. Kolejnym etapem jest złożenie dokumentacji w wybranej placówce do końca maja. Z czym się to wiąże? Z tym, że 1 września rodzice sami zdecydują, jak i kto będzie uczył ich dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
pisz, pisz proszę... czekam na wieści od Ciebie :-)
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.