poniedziałek, 2 grudnia 2013

jeszcze o listopadzie

Kiepsko mi idzie pisanie, na zeszyty się przerzuciłam ;-)
Od dwóch dni chyba jakiegoś doła mam, a przez to z Onym bitewki prowadzę. Wkurzam się sama na siebie za to. Przyczyny znaleźć nie umiem. A jeszcze nerwią mnie naciski i fochy na nas albo że Marceliny nie zaszczepiliśmy albo że się remontujemy itd. Po prostu chyba co niektórzy mają pretensję, że żyjemy po swojemu.


22.30 Marcelina wreszcie padła na weselu ;-)
Wreszcie od tygodnia robią dach. W poniedziałek zjechały prawie wszystkie dachówki z dachu i wylądowała folia. Wtorek przybijali kontrłaty, w środę ich nie było, w czwartek był dzień wojny Onego z głównodowodzącym (się chłopaki nie zrozumieli, ale okazało się że mówią o tym samym różnym językiem), w piątek przybijali łaty, a w sobotę z jednej strony dachówki wjechały na dach.
Wtorek za to Ony zaczął dzień o 4.30 i układał dachówki odzyskane w większości z domu.
Od początku remontu zastanawiam się nad jego zaciętością. 






A zanim zaczęli wymianę dachu to okazało się, że jednak musimy postawić nowy komin.


tu widać, że po sąsiedzku ze starym kominem

W międzyczasie Marcela zaliczyła pierwszy lot z fotelika na twarz i normalnie serce mi stanęło dęba. Na szczęście 'tylko' wargę zbiła i na drugi dzień ukazał się na brodzie siniak. Po upadku jednak przez 3 godziny była tak przeraźliwie smutna, że zastanawiałam się już czy aby na pewno wszystko ok.



Chciałam jeszcze zęby pokazać, ale zdjęć znaleźć nie mogę. A wyczynem było zrobienie fotki, bo cały czas pokazuje język zamiast zębów ;-)

Jutro idziemy meldunek zmieniać :-)
Chciałabym już, żeby była wiosna 2014 ;-)
Od jutra wreszcie zacznę chodzić po blogach, taki w każdym razie mam plan :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

pisz, pisz proszę... czekam na wieści od Ciebie :-)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Zobacz również: