Alleluja! Jezus żyje!
W terminie jestem już prawie. Generalnie żyję już tylko tym i nie pamiętam, żebym przy Marcelinie tak oczekiwała finału ;-)
W tej ciąży chyba najtrudniej pogodzić mi się z niemocą, własną słabością i ograniczeniami. Raczej człowiekiem czynu jestem a tu trzeba w pokorze się ćwiczyć. A może to akurat było dobre na Wielki Post.
Te ostatnie tygodnie ciężko znoszę, fizyczna niemoc mnie dopada częściej niż się mogłam spodziewać, a dodatkowo mam wrażenie, że przechodzę jakieś zgąbczenie mózgu ;-)
Po raz pierwszy od wieeeelu lat na święta nie robiłam NIC poza jedną sałatką dla nas. Dałam radę być jeszcze na Liturgii Wielkoczwartkowej i Wielkopiątkowej, ale już na następnych nie. Wczoraj nawet przy stole nie posiedziałam, przynajmniej się nie przejadłam ;-)
Najzabawniejsze jest to, że wcale nie czuję się przygotowana do przyjęcia Józia w domu, cały czas bardziej widzę to czego brakuje, co jeszcze należałoby zrobić i przygotować, ale sił nie mam. W każdym razie ostatnią nowością jest kocyk Józiowy i się nim pochwalę ;-)
W tak zwane dobre dni wysiałam wszystko co miałam do wysiania czyli parapety są zastawione i żyją swoim życiem, całkiem bogatym zresztą. Ony już powoli kończy opanowywanie części chaszczy, następnym razem zabiorę aparat i pieśń pochwalną na jego cześć wyśpiewam za ciężką pracę, którą zrobił ;-)
Sianie chyba też przypadnie mu w udziale w tym roku, w każdym razie w tym tygodniu powinna do ziemi iść pierwsza partia nasion.
Na razie pokażę chaszcze i prawie nieustannie palące się ognisko ;-)
dym bez końca ;-) |
Drzewa owocowe i krzaki poprzycinaliśmy, co niektórym daliśmy ostatnia szansę i albo zaczną rodzić albo pójdą do ścięcia.
w tym roku byłam pomysłowa w etykietach ;-) |
Spiżarnia wreszcie uzyskała półki, półeczki i szafeczki, jak ją skończę po porodzie to zaprezentuję w całości skończoną :-)
Największa miłość Marcysi - huśtawka, czyli mam coś z mamusi ;-)
I zaczęłam malować skrzynki - na razie skończyło się na jednej, bo mi siły opadły ;-)
Dla pamięci Puchacza zaprezentuję, bo musieliśmy się z nim pożegnać
Krokusy jedne z ocalałych. Marcelina bowiem pozrywała mi pewnego pięknego dnia prawie wszystkie krokusiki... aaaa.. ale przyniosła mamusi ;-) |
Czekamy na Józia, niech się szczęśliwie wszystko poukłada!
OdpowiedzUsuńano czekamy :)
UsuńWiosennie budzi sie życie i Ty juz tez na finiszu, piękna pora roku na pojawienie sie maluszka :) bardzo mocno trzymam kciuki za bezproblemowe rozpakowanie sie i równie mocno pozdrawiam Was wszystkich :))
OdpowiedzUsuńwkomponowaliśmy się tym razem z Życiem w budzące się życie :)))
UsuńSzczęśliwego rozwiązania! Przesyłam ciepłe myśli :)
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńPiękny kocyk, ja kupiłam podobny bo nie potrafię szyć:)
OdpowiedzUsuńMati za to kocha zjeżdżalnie .
Już niedługo powitacie Józia na świecie :)
też nie umiem i szyła mi pewna dziewczyna - ciesze się bardzo że się zdecydowałam na niego :)
Usuńo u nas zjeżdżalnie n adrugim miejscu, a nade wszystko ostatnio rządzą kałuże ;))
Marcelinka też gotowa na Józia:-)
OdpowiedzUsuńsię okaże ;)
Usuńno wreszcie jakieś wiadomości :D czyli już za chwilę kończymy odliczanie :) ależ to zleciało ...
OdpowiedzUsuńA Ty i tak, wysprzątałaś, wysiałaś i co to za odpoczywanie ...
taaaaaaaaaa właśnie nie wysprzątałam tylko miałam ekipę siostrzenic do sprzątania - nie byłam/ nie jestem w stanie. WCALE nie czuję się wypoczęta, już bym chciała urodzić, bardzo :)
Usuńjak za dużo robię to mam wrażenie że JUŻ rodzę ;)
Basiu godzina "0" wybiła ! pamiętam o Tobie :D
UsuńSpiżarnia aż się prosi o przetwory ;)
OdpowiedzUsuńsą, są ;)
Usuńtylko jeszcze nie przetransportowany ;)
i jak?? jozio juz jest??
OdpowiedzUsuńJoziu jest cały czas. ;)
Usuńtylko jeszcze w brzuchu :))